Archiwum listopad 2003


lis 07 2003 Następny rozdział+coś o mnie
Komentarze: 1

Nazywam się Kasia, mam 14 lat. Pisanie jest moją pasją i chciałabym kiedyś pisać zawodowo.Mam nadzieję, że wam się spodoba :)

 

 

„Joane”

-Wstawać!- rozległo się pukanie do drzwi.

 Joane otworzyła powoli oczy i przeciągając się wstała z łóżka. Od tragicznego zdarzenia minęło już piętnaście lat i Joane kompletnie go nie pamiętała.

 Założyła swoją zadurzą bluzę i za małe spodnie. Z jedynego stolika w jej małym pokoju, w którym oprócz niego znajdowało się jeszcze niezbyt wygodne łóżko, podniosła grzebień z wyłamanym zębem i uczesała swoje czarne loki w ogon, poczym związała go sznurówką. Pościeliła łóżko i rozejrzała się, żeby sprawdzić czy jest porządek. Uśmiechnęła się do swoich myśli, które bezlitośnie podpowiadały jej, że nie bardzo miała czym bałaganić.

  Zeszła na dół na śniadanie. Na dole siedziało już pełno dziewczyn (był to sierociniec tylko dla płci pięknej). Joane była samotna, nie miała żadnych przyjaciół. Wszyscy uważali ją za dziwoląga i nikt nie chciał mieć z nią nic wspólnego.

 Gdy wracając od okienka niosła talerz z kanapkami jedna z dziewczyn „przypadkowo” potrąciła ją tak, że Jo rozsypała kanapki, o mało nie upadając.  Spojrzała rozzłoszczona na dziewczynę. Czuła jak drży ze zdenerwowania. Miała dość tych głupich żartów. Popchnęła dziewczynę tak, że ta upadła na stolik.

 

pisareczka : :
lis 06 2003 Więc zakładam tu bloga..:)
Komentarze: 3

Więc, będę tu umieszczała moje powieści, ale także czasem skrobnę coś o sobie...miłego czytania:-)

Tajemnica”

 

    Państwo Small wiedli spokojne i (jak na swój gust) normalne życie. Pani Small zajmowała się córką, a

pan Small był wiceprezesem firmy „Small and Bik”.

    Pani Small- Belinda pocałowała męża na pożegnanie i wróciła do gotowania obiadu. Spojrzała ukradkiem na córkę- małą Joane, która siedziała w kojcu i bawiła się klockami. Belinda uśmiechnęła się pod nosem kiedy Joane machnęła ręką, na co klocki uniosły się w powietrze. Wracając do kuchni mruknęła pod nosem „Jak te dzieci rosną”.  Nagle jeden z klocków, którymi bawiła się Joane przeleciał pokój i wpadł prosto do garnka z zupą, opryskując panią Small marchewką. 

 -Ile razy mama ci mówiła Joane, że z magią trzeba uważać...-powiedziała Belinda wyjmując różdżkę.  Uprzątnęła rozchlapaną marchewkę i wyjęła klocek z zupy. –No dobrze kochanie, chodź na zupkę.    

 Joane uniosła się trochę nad ziemię, uwalniając się z kojca i przeraczkowała pokój docierając do mamy. Pani Small wzięła córeczkę, usadziła na krzesełku i stuknęła różdżką w łyżkę, która sama zaczęła karmić Joane.

Belinda wyglądała na wyraźnie zaniepokojoną. Co chwilę zerkała na wielki kuchenny zegar.

 -Powinien już być... czasem się spóźnia, ale żeby tyle...   

Powinnam to sprawdzić...ale co ja z tobą zrobię skarbie...-przez chwilę patrzyła na Joane, jakby rozważając coś –Nie, dłużej nie wytrzymam. –wstała od stołu i wzięła płaszcz- Mamusia zaraz wróci kochanie, zaczekaj tu na mnie i bądź grzeczna. –pocałowała córkę w policzek i po prostu zniknęła.

  Joane siedziała spokojnie, karmiona przez łyżkę, która cały czas pokonywała trasę od talerza do małej buzi. Jednak po chwili Jo wydała się znudzona. Złapała łyżkę i odrzuciła ją w kąt. Posłuszna mamie została w krzesełku. Siedziała jakiś czas, aż jej małe powieki zaczęły ciążyć coraz to bardziej. W końcu opadły i dziewczynka zasnęła.

 

  Obudziły ją jakieś głosy, dobiegające z korytarza i przenoszące się w stronę kuchni. Otwarła oczy akurat, gdy drzwi kuchenne się otwarły i do środka weszła dwójka ludzi. W żadnym z nich nie rozpoznała swoich rodziców.  Była to kobieta i dość mały mężczyzna. Joane nie potrafiła zrozumieć o czym mówią, ale wyczuwała zdenerwowanie i napięcie w ich rozmowie.

-Biedna, mała Joane...-wyszeptała kobieta- Będzie musiała trafić do zwykłego sierocińca...-wypróżniła hałaśliwie nos.

 Mężczyzna poklepał ją po ramieniu

-Wiem Mabel...Kto ją tam odniesie?

-Jeśli Lucas nie przyjdzie, to chyba ja...Jak myślisz Douglasie, są jakieś szanse, ze chociaż Belinda żyje?

-Nie mam pojęcia...widziałem tylko zwłoki Larry`ego. Okropny widok -Douglas otrząsnął się – Nie wiem jednak co z Belindą...jej jeszcze nie znaleziono

 Mebel zaniosła się cichym szlochem

-B-biedna, mała Jo- powtórzyła łkając

Douglas spojrzał na zegarek

-Lucas powinien już być...

-Wiem...pięć minut temu. Ch-chyba powinnam już ją zanieść...nie ma sensu zwlekać. –otarła łzy i podeszła do Joane, która nagle się rozpłakała.

-No, nie płacz dziecinko...Za jakiś czas wyciągniemy cię z tego okropnego miejsca. Na razie bezpieczniej dla ciebie będzie tam zostać.- pocałowała ją w czoło

-Pa, Doug –pożegnała się z mężczyzną i zniknęła, niosąc cały czas dziecko na rękach.

 Chwilę potem znalazły się na jakiejś ciemnej ulicy.

Mabel znów zaczęła łkać. Stała jakiś czas moknąc na  deszczu, aż w końcu położyła zawiniątko na progu i zadzwoniła do drzwi. Pocałowała jeszcze raz małą główkę i rozpłynęła się w ciemności.

pisareczka : :